Zaczynam ten post nasty raz. A mimo to nie mam dobrego wstępu, który przyciągnie uwagę. Sama sobie jawię się niczym matka, która setny raz powtarza: załóż czapkę. I jak mamie nigdy się nie znudziło, tak ja wciąż będę powtarzać: walczcie o swoją kobiecość!
Temat wypływa wciąż w moich rozmowach z Olą. Ja doszukuję się psychologicznych aspektów, Brunette aktywnie działa z powodzeniem na kraglosciach.pl. Na stronie, z którą sama przeżyłam krótką przygodę. Przygodę, która skończyła się śmiercią naturalną, z prozaicznego powodu, jakim są rozbieżne cele. I jak do tej pory byłyśmy z Olą zgodne, tak pojawiła się rysa na szkle wraz pewnym artykułem. Przeczytałam, przetrawiłam i spłynęło na mnie światło. Halo świecie, halo media! Ktoś tu wypaczył obraz kobiecości. Jakkolwiek to zabrzmi, sprowadzono ją do wypukłości w strategicznych miejscach. Spłycono do granic możliwości i odarto z wartości. Być może wpojono mi staroświecki światopogląd, może jestem "niedzisiejsza", ale nie chcę być postrzegana przez pryzmat pupy i piersi. Nie bawią mnie "zaślinione" wiadomości, czy klubowe znajomości. Czerwona lapmka zapaliła się po propozycji wystąpienia w teledysku, który na odległość wiał fetyszem.
Nie o taką kobiecość walczyłam! Widzę subtelną różnicę między byciem kobiecą, a byciem wyzywającą. Jedno nie ma z drugim nic wspólnego, choć tak często są dziś mylone. Nie tędy droga. Jesteśmy kobietami i to do czegoś zobowiązuje. Są zasady, które nie mają daty ważności. Moja mama wciąż powtarza "jeśli sama nie będziesz się szanować, nikt nie będzie cię szanował". Gdzie jest szacunek do samej siebie u dziewczyny, która w każdy weekend opuszcza imprezę z innym chłopakiem? Nie pytajcie, nie wiem. Są rzeczy, które zwyczajnie nam nie przystoją. Kobiecie nie przystoi się upijać! A spotykam się z tym bardzo często. Kobiecie nie przystoi kląć jak szewc! A mam wrażenie, że niektórym staropolska k*wa uzupełnia ubogie słownictwo. Krzywo pojęte równouprawnienie wyparło to, co najważniejsze.
Oczywiście, nasza zewnętrzność jest bardzo ważna. To też przywilej bycia płcią piękną. Ale nie wolno zapominać o najważniejszym. Prawdziwe kobiece piękno to sposób bycia. To wrażliwość, umiejętność dostrzeżenia, że szum wiatru to najwspanialsza muzyka, a zachodzące nad wodą słońce to niezapomniany pejzaż. To zdolność do otworzenia się na problemy innych ludzi i gotowość do pomocy. To dobre słowo, które kogoś zmotywuje i podniesie na duchu. To wewnętrzna siła, która sprawia, że radzimy sobie z przeciwnościami losu. To ciepło, które sprawia, że ludzie chcą z nami przebywać.
Jesteśmy kobietami, nie musimy radzić sobie ze wszystkim. Nikt nie wymaga od nas, żebyśmy znały się na mechanice, elektronice i innych "-ikach". Wciąż wolno nam oczekiwać kwiatków bez okazji, niezapowiedzianych spacerów i romantycznych kolacji. Wbrew pozorom niewiele się zmieniło od czasów dam i amantów. Obowiązuje ten sam schemat, to mężczyzna musi zawalczyć o kobietę. Nie musimy o nikogo zabiegać, ani udowadniać, że jesteśmy super-woman. Pozwólmy więc się zdobywać. I zachowajmy to, co najważniejsze, poczucie własnej wartości, dumę i szacunek. Zabrzmię sentymentalnie i być może głupio, ale kiedy spojrzę za lat kilka w oczy miłości mojego życia, chcę mieć pewność, że zanim na siebie trafiliśmy nie rozmieniłam się na drobne.