Tydzień z Eveline- SOS dla rzęs!



I przyszła kolej na ostatni kosmetyk, który miałam przyjemność dla Was testować. Jest to zarazem mój ulubieniec. Celowo zostawiłam go na deser, bo uważam, że jest to prawdziwa perełka wśród dobroci Eveline. 
O czym mowa?


SOS multifunkcyjne serum do rzęs 5 w 1 to innowacyjny produkt, który łączy w sobie właściwości serum odbudowującego, aktywatora wzrostu włosa oraz bazy pod tusz. Nowatorska formuła bogata w zaawansowane składniki aktywne działające w synergii z olejkiem arganowym wykazuje silne działanie regenerujące i odżywcze. Doskonale pogrubia i zagęszcza rzęsy. Wyselekcjonowane składniki aktywne: bioHyaluron Complex dzięki wysokiej zawartości kwasu hialuronowego natychmiast wnika w strukturę rzęs, intensywnie nawilża, wygładza i stymuluje ich wzrost. Luxury of Youth Complexbogaty w drogocenny olejek arganowy, doskonale regeneruje, odżywia i wzmacnia rzęsy. Skutecznie odbudowuje i chroni włókna włosa przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych.  D - pantenol (prowitamina B5) natychmiast wnika w głąb rzęs, nawilża, wygładza i pogrubia włókno włosa, nadaje połysk, chroni, regeneruje i wzmacnia rzęsy od nasady aż po same końce. Profesjonalna, specjalnie zaprojektowana elastyczna szczoteczka i satynowa konsystencja serum sprawią, że twoje oczy natychmiast nabiorą hipnotyzującego spojrzenia. Preparat nie zawiera substancji zapachowych. Polecany również dla osób noszących szkła kontaktowe i mających wrażliwe oczy. 




O produkcie...

Tego kosmetyku byłam ciekawa już od dawna. Na rynku urodowym wiele jest preparatów, które mają zapewnić nam piękne rzęsy. Chciałoby się je mieć, gdyby nie jeden malutki szczegół- cena. Naprawdę dobre specyfiki to koszt częstokroć więcej, niż kilkudziesięciu złotych. Szukałam więc tańszego zamiennika, który również wywiązywałby się ze swojego zadania. 

Eveline oddaje do naszego użytku produkt, który możemy stosować na dwa sposoby, jako bazę pod tusz, bądź na oczyszczone rzęsy, jako odżywkę. Przetestowałam obie metody i mogę o nich co nieco powiedzieć. Pierwsza z nich nie do końca mnie przekonała. Serum nałożone pod podkład sprawiało, że miałam trudności z dokładnym rozczesaniem i rozdzieleniem rzęs. Daleko im było do ładnego, naturalnego efektu, do którego zazwyczaj dążę. Dlatego też po kilku nieudanych próbach poddałam się i gładko przeszłam do drugiego sposobu na ten kosmetyk. W tym momencie naprawdę przyjemnie się zaskoczyłam.  Produkt stosuję od nieco ponad miesiąca. Co wieczór, po wykonaniu demakijażu nakładam go na rzęsy jako odżywkę. Z czystym sercem mogę powiedzieć, że efekty są widoczne.  Moje rzęsy nigdy nie sprawiały mi kłopotów, ale teraz rzeczywiście przeżywają "czasy świetności". Przede wszystkim jest ich więcej. Zyskały na objętości i długości. Co prawda same końcówki są wciąż bardzo jasne i delikatne, ale po wytuszowaniu widać kolosalną różnicę. Co więcej, do tej pory proste, zaczęły się podkręcać ( co akurat niekoniecznie mnie cieszy, bo przysparza problemy w nakładaniu maskary i rysowaniu kresek linerem :) Jako osoba z wadą wzroku, mogę też wypowiedzieć się na temat reakcji ze szkłami kontaktowymi. Jednoczesne noszenie soczewek i nakładanie serum absolutnie nie koliduje. Nie ma najmniejszych obaw, że nabawicie się podrażnienia. Produkt jest w pełni hipoalergiczny. Bardzo jestem ciekawa, jaka będzie dalsza reakcja moich rzęs na ten kosmetyk. Dzięki jego wydajności jeszcze przez jakiś czas będę stosować tę "kurację" i  nie ukrywam, liczę na co raz piękniejszą oprawę oka :) Jeśli i Wy szukacie czegoś, co zregeneruje, odżywi, czy po prostu poprawi kondycję waszych rzęs- z całego blond serca polecam!

Cena- 15zł/10ml




Tydzień z Eveline- Just epil!



W dniu dzisiejszym odrobinę Was porozpieszczam! Ponieważ wczoraj nie ukazał się kolejny post z serii Tydzień z Eveline, dziś opublikuję aż dwa. Będą to zarazem dwie ostatnie recenzje, które w tej serii testów dla Was przygotowałam. 

Przechodząc do rzeczy, chcę przedstawić Wam pewien duet. Dwie tubki, które mają sprawić, że nasze nogi na długi czas będą gładkie, zadbane i nawilżone


Od producenta...

Ultradelikatny nawilżający krem do depilacji 9 w 1 skutecznie usuwa owłosienie, jednocześnie nie podrażniając skóry. Innowacyjna formuła Capislow zapobiega szybkiemu odrastaniu włosów, dzięki czemu skóra pozostaje aksamitnie gładka na dłużej. Krem zawiera cenny olejek arganowy, znany ze swych właściwości nawilżających i regenerujących, oraz wyciągi z aloesu i jedwabiu, które koją i łagodzą podrażnienia. To wyjątkowe połączenie składników aktywnych zapewnia skórze doskonałą pielęgnację podczas depilacji.


Balsam-Kompres po depilacji 9 w 1 intensywnie odżywia skórę po depilacji i chroni jej naturalną równowagę. Zawiera unikalny kompleks najcenniejszych składników regenerujących, nawilżających i wygładzających skórę: olejek arganowy, proteiny jedwabiu, ekstrakt z liści oliwki, kwas hialuronowy, mocznik, glukozę, kompleks witamin A+E+F, D-Panthenol i allantoinę.


Ponieważ oba produkty służą jednemu zabiegowi, recenzja będzie zbiorcza, a oprę ją o dziewięć obietnic wypływających spod producenckiego pióra.

Zacznijmy od kremu do depilacji...



1.Skutecznie i szybko usuwa zbędne owłosienie

 W 100% zgadzam się z faktem, iż sam zabieg nie zajmuje dużo czasu. Przymrużając oko mogę również powiedzieć, że jest skuteczny. Pomijając małe wyjątki, już przy jednym pociągnięciu możemy pozbyć się wszystkich włosków. 

2.Opóźnia odrastanie włosków

W moim przypadku efekt utrzymuje się około tygodnia. Jeśli mam być szczera, miałam nadzieję na nieco dłuższe rezultaty.  Jednak porównując do tradycyjnej golarki, rzeczywiście włoski odrastają wolniej. 



3.Ogranicza częstotliwość depilacji, hamuje cykl życiowy włosa
Być może przy regularnym stosowaniu przez dłuższy okres czasu rzeczywiście tak jest. Nie potrafię tego określić po zużyciu jednej tubki. 



4.Usuwa najgrubsze owłosienie
Niestety ( albo stety), moje owłosienie nie jest na tyle mocne/grube, żebym mogła to zweryfikować. W moim przypadku radził sobie naprawdę dobrze. 



5. Koi i łagodzi podrażnienia
Prawda! Tutaj kremik bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Skóra nie była ani trochę podrażniona. Nie pojawiło się żadne, najmniejsze nawet uczulenie, krostki, czy zaczerwienienie.  

6.Nawilża skórę

Owszem, nawilżenie jest zauważalne. Oczywiście nie w takim stopniu, jak po użyciu balsamu, ale widać gołym okiem, że skóra jest odżywiona. 


7.Wygładza, dba o kondycję skóry
Jak powyżej...

8.Odżywia, regeneruje i łagodzi podrażnienia
Patrz- punkt 6 i 7. Wszystkie trzy punkty sprowadzają się  moim zdaniem do jednego- kondycja skóry jest lepsza. 

9.Zapewnia długotrwałe uczucie komfortu.
Właściwie tak. Można powiedzieć, że gładkie nogi dają uczucie komfortu :D


Podsumowując...

Krem naprawdę dobrze radzi sobie z depilacją. Nawet w przypadku skóry wrażliwej nie ma obaw, że pojawi się uczulenie. Jego zastosowanie na tydzień uwalnia nas od zmory, jaką są odrastające włoski. Kilkoma szybkimi ruchami zapewniamy sobie gładkie i zadbane nogi.  A jakie są minusy? Przede wszystkim, charakterystyczny dla kremów do depilacji zapach. Mam też pewne zastrzeżenia co do wydajności. Jedna tubka w moim przypadku wystarczyła na dwa użycia. Zdaję sobie sprawę, że moje nogi nie należą do najszczuplejszych, ale mimo wszystko oczekiwałam nieco więcej. Czego jednak nie zrobimy dla pięknych nóg? 

Cena: 9zł/ 125 ml


I przechodzimy do balsamu...


1. Nadaje efekt aksamitnie gładkiej skóry
Rzeczywiście, po zastosowaniu kremu do depilacji i łagodzącego balsamu skóra jest bardzo przyjemna w dotyku, gładka i nawilżona. 

2. Koi i łagodzi podrażnienia
W moim przypadku nie było mowy o żadnych podrażnieniach

3. Skutecznie wygładza
Owszem, nogi są gładkie w dotyku, ale to samo producent obiecuje nam w punkcie pierwszym. 

4. Zapewnia ultranawilżenie do 24h

Prawda, nawilżenie jest widoczne i zaryzykuję stwierdzenie, iż utrzymuje się do 24 godzin. 

5. Zmiękcza i uelastycznia naskórek
No cóż... to chyba efekt nawilżenia ...

6. Aktywnie regeneruje
Mogę się zgodzić. 

7. Chroni skórę przed starzeniem się
Trudno powiedzieć... ale mam nadzieję, że rzeczywiście skóra moich nóg będzie starzeć się wolniej :D

8. Zatrzymuje wodę w komórkach

No tak, ale to znów to samo, co nawilżenie....

9. Przywraca zdrowy koloryt

Rzeczywiście skóra wygląda na zdrową, zadbaną i odżywioną. Potwierdzam :)


Podsumowując...

Jest to dobry produkt wart polecenia. Spełnia swoje zadanie i odżywia skórę po zabiegu depilacji. Jest wydajny, a przy tym niedrogi ( 7zł). 




Na zakończenie moja mała refleksja. Mam mieszane uczucia co do tego duetu. Naprawdę spełnia on swoje zadanie i myślę, że niejednokrotnie do niego wrócę.  Cena jest nieadekwatna do jakości. Są to naprawdę dobre kosmetyki, za śmieszne wręcz pieniążki.  Odrobinę niesmaku wzbudziła we mnie jednak obietnica 9w1. Patrzę zawsze z przymrużeniem oka na tego typu hitu. Jak sami możecie zauważyć, większość z tych dziewięciu obietnic jest grubymi nićmi szyta. W tym przypadku dając się skusić 9w1 nie rozczarujecie się, ale na przyszłość radziłabym nie sugerować się tym aż tak bardzo. 

Tydzień z Eveline- Aqua Platinum



Pozostając w temacie kosmetyków kolorowych, przychodzę do Was z recenzją kolejnej pomadki, tym razem z serii Aqua Platinum. Jest to seria, która już od dłuższego czasu gości w szeregach Eveline Cosmetics i z którą miałam okazję wcześniej już się zetknąć. Wyrabiając sobie opinię o tych pomadkach mogłam zatem porównać dwa egzemplarze i wyciągnąć uczciwe wnioski. 

Innowacyjna receptura pomadki Platinum pozwala uzyskać głębię koloru już po pierwszej aplikacji. Kremowa konsystencja podkreśla kształt ust, pozostawiając je nawilżone przez wiele godzin. Lekka i ultra delikatna formuła pielęgnuje usta, wygładza je i sprawia, że stają się rozkosznie ponętne. Piękny, soczysty kolor wykończony delikatnym połyskiem utrzymuje się około 6 godzin



O pomadce...

Pierwszą rzeczą, za którą polubiłam te pomadki są kolory. Tak jak mówi producent, są soczyste, a napigmentowanie na tyle dobre, że już przy jednym pociągnięciu uzyskujemy porządany efekt. Kolory, których używałam to 480 i 484 ( na zdjęciu). Oba na równi przypadły mi do gustu. Jeśli chodzi o samą formułę pomadki, rzeczywiście jest ona kremowa i nawilżająca. Nawilżenie nie jest może spektakularne, ale moim zdaniem, jak na produkt kolorowy, zasługuje na pochwałę. Nakładając ją na usta mamy pewność, że nie będą spierzchnięte, a suche skórki na pewno nam nie grożą. Efekt, który uzyskamy porównałabym do tego, po użyciu dobrych błyszczyków. Usta są świecące, a przy tym się nie kleją. I tak samo, jak w przypadku błyszczyków, Aqua Platinum czaruje słodkim, owocowym zapachem, który przywodzi na myśl arbuza. Jednym słowem, jest to idealny produkt na sezon wiosenno-letni ( żal, że nie miałam możliwości polecić ich Wam wcześniej, zanim lato na dobre się skończyło).

Żeby jednak nie być posądzoną o stronniczość, muszę wspomnieć i o minusach. Nie jestem w swojej opini bezkrytyczna i tych również się doszukałam. Przede wszystkim...




... konsystencja...

 W obu przypadkach zdarzyło mi się do samo. Zanim na dobre rozpoczęłam ich używanie, pomadka po prostu się złamała. Konsystencja jest na tyle kremowa, że pomadki zwyczajnie rozjeżdżają się przy mocniejszym nacisku. Poradziłam sobie z tym przekładając ją do innego pojemniczka i nakładając pędzelkiem, ale dla wymagających, może być to pewien kłopot. 
Drugi zauważony przede mnie minus to trwałość. Na pewno nie jest to produkt long lasting. Niestety, nie wytrzyma nawet 6 obiecanych przez producenta godzin. Tutaj również potwierdza się moje błyszczykowe porównanie- pomadka utrzymuje się przy dobrych wiatrach do 2 godzin ( nie wspominając o jedzeniu i piciu). Jeśli zależy Wam więc na trwałym kolorze, zdecydowanie bardziej polecam Colour Celebrities

I nie byłabym sobą, nie wspominając na koniec o cenie produktu- 9zł. Przyjemna dla portfela, prawda? :)


Tydzień z Eveline- Art Scenic- korektor do brwi



Trzeci dzień z Eveline to powrót do kosmetyków kolorowych. Zajmiemy się częścią twarzy i makijażu, której do niedawna zupełnie nie doceniano i w związku z którą zaobserwowałam chyba najwięcej wpadek. Mowa tutaj o brwiach. Zupełnie niedawno pomyły na depilowanie i rysowanie czarnych kresek, półokręgi, czy "nitki" były na porządku dziennym. Sama w ferworze walki skończyłam pewnego razu z marnymi pozostałościami, choć z natury moja oprawa oczu jest ciemna i gęsta. A wiadomo przecież, że kształt i wygląd brwi ma ogromny wpływ na to, jak w efekcie prezentuje się nasza twarz. Dbając o to, by współgrały z naszymi rysami sprawimy, że podkreślą naszą naturalną urodę. 

Eveline Cosmetics oddaje w nasze ręce kosmetyk, który ma nam to zadanie ułatwić. Korektor 3w1, jego zadanie to przyciemnienie, nabłyszczenie i optyczne wyregulowanie brwi. Jak radzi sobie w tej roli? 



O korektorze...

Korektor, który dla Was testowałam występuje w dwóch odcieniach- black i brown. W moim przypadku była to druga wersja. Sam kolor można określić jako ciemny. Ja, z natury szatynka, mam naprawdę ciemną oprawę oczu, a brązowa wersja sprawdziła się idealnie. Pociągnięte nim brwi prezentowały się bardzo naturalnie. Na uwagę zasługuje przede wszystkim szczoteczka przypominająca klasyczne maskary. Jest ona o tyle komfortowa, że oszczędza cenny czas każdego poranka. Stosując wcześniej cienie do brwi, zaczynałam od ich dokładnego wyszczotkowania, po czym pędzelkiem nakładałam dopiero koloryzujący produkt. W tym przypadku mamy dwa w jednym. Za jednym pociągnięciem nadajemy naszym brwiom odpowiedni kształt i kolor, a wymodelowane w ten sposób potrafią utrzymać się przez cały dzień. Nie należy jednak wyobrażać sobie ciemnych, mocno zaznaczonych łuków. Efekt, który uzyskamy jest bardzo subtelny. Brwi są podkreślone, utrzymane w ryzach, ale nie sklejone i przerysowane. To sprawia, że polecałabym go głównie do użytku codziennego. Przy lekkim, nienachalnym makijażu do pracy czy szkoły, będzie niezastąpiony. W moim przypadku cienie do brwi pozostały jedynie w makijażach wieczorowych. Im jestem starsza, tym subtelniej staram się podkreślać swoją urodę, a korektor Eveline okazał się w tym bardzo pomocny. Śmiało mogę powiedzieć, że spod igły producenta wyszła perełka. Czy zakupię go po raz kolejny? Na pewno!

I jak to bywa w przypadku Eveline- cena nie wyczyści naszego portfela- 10 ml to koszt 12 zł :)
Warto? Myślę, że tak :)


A na zakończenie dowód na to, że czasem lepiej oddać się w ręce kosmetyczki, niż bawić się w samodzielną regulację. Warto mieć brwi :D 


Tydzień z Eveline- LactaMED



Witam serdecznie w drugim dniu tygodnia z Eveline. Pierwszy post dotyczył kolorówki, dziś zajmiemy się pielęgnacją. Przedstawię Wam produkt, który dopiero od niedawna gości w asortymencie Eveline Cosmetics, a który w pakiecie do testów bardzo mnie zaskoczył. Być może przypadnie Wam do gustu. 

LactaMED to hipoalergiczny żel do higieny intymnej. Pielęgnacja okolic intymnych bywa kłopotliwa. Tradycyjne żele myjące nie zawsze się tu sprawdzą. Podrażnienia, czy uczulenia wywołane nieodpowiednią nieodpowiednią higieną mogą być naprawdę uciążliwe. Warto więc zaopatrzyć się w coś, co zapewni nam kompleksową ochronę tej wrażliwej strefy. 




O żelu...

Zrecenzowanie żelu do higieny intymnej przychodzi mi z pewną trudnością. Jeśli mam być szczera, nigdy nie miałam szczególnie dużych oczekiwań od produktów tego typu, a na mojej półce pojawiały się płyny, pianki bądź żele wielu różnych marek. Do żadnego z nich nie zapałałam tak wielką sympatią, aby związać się z nim na stałe. Bez zbytniego entuzjazmu podeszłam też do testowania LactaMed-u. Po zużyciu 3/4 opakowania mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że spełnia on swoje zadanie. Stosowany do codziennej higieny łagodnie myje, odświeża i zapewnia przyjemny, neutralny zapach. Jak przystało na produkt antyalergiczny, nie uczula. Doskonale sprawdzi się w czasie menstruacji, podczas kuracji antybiotykowych, kiedy tak łatwo o infekcje okolic intymnych, czy dla osób intensywnie uprawiających sport, zapewniając uczucie czystości i pełnego komfortu. 


Skład...

Przyglądając się składowi żelu znajdziemy w nim min. D-panthenol, alantoinę, wyciąg z aloesu, czy pałeczki kwasu mlekowego. Wszystkie te składniki działają na skórę kojąco i regenerująco. Zapobiegają powstawaniu stanów zapalnych i zmniejszają ryzyko wystąpnienia infekcji.  Zapewniają odpowiednie nawilżenie i pomagają przywrócić naturalne pH. 


A poza tym...

Na pochwałę zasługuje gęsta, kremowa konsystencja. W przeciwieństwie do płynów, które tryskają na prawo i lewo, LactaMed jest bardzo treściwy. Dozując go mamy pełną kontrolę zużycia, a dzięki temu opakowanie wystarcza na dłużej. 

Cena za 250 ml tego produktu to ok 13 zł

Podsumowując, jest to dobry produkt w przystępnej cenie. Nie mogę powiedzieć, że przywiązałam się do niego i już zawsze będzie gościł w mojej łazience, aczkolwiek jest on wart polecenia. Obietnice producenta są spełnione, a sam produkt działa bez zarzutu. Jeśli wciąż nie macie ulubieńca w tej kwestii, warto przyjrzeć się bliżej.


Tydzień z Eveline- Colour Celebrities


Dzisiejszy post rozpoczyna tygodniowy cykl, w którym zrecenzuję dla Was kilka produktów jednej z moich ulubionych marek, Eveline. Ich kosmetyki towarzyszą mi od dawna. Cenię je za jakość, dostępność, a przede wszystkim bardzo przystępne ceny. Tym chętniej przystaję zawsze na propozycje testów i z ciekawością przyglądam się wychodzącym spod ich igły nowościom. 

Na pierwszy ogień idzie pomadka. Colour Celebrities to nowatorska seria łącząca w sobie właściwości szminki, błyszczyka, a zarazem serum nawilżająco- wygładzającego ( kwas hialuronowy i masło shea). Wzbogacone o filtry UVA/ UVB, zapewniają naszym ustom pielęgnację i piękny kolor na długi czas. Cała gama liczy 12 odcieni, więc każda z Was znajdzie coś dla siebie. 



O pomadce...

Gwoli sprawiedliwości muszę zaznaczyć, że moja przygoda z tą pomadką nie była miłością od pierwszego wejrzenia. Kolor, który do mnie przywędrował to nr 638. Określiłabym go jako ceglaną czerwień. Kolor dość odważny, wydawałoby się. Jeśli chodzi o makijaż ust, zwykle stawiam na bardzo delikatne, subtelne odcienie. Niemniej postanowiłam dać szansę Eveline i na własnej skórze przekonać się, jak wypadnie. Nie sądziłam, że mój typ urody będzie współgrał z tego typu kolorystyką. Ku mojemu zaskoczeniu, nałożona na usta pomadka prezentuje się naprawdę ładnie. Aby nieco złagodzić ostrą barwę, nałożyłam ją na lekko upudrowane usta. Otrzymany efekt pozytywnie mnie zaskoczył. Pomadka absolutnie nie zdominowała całego makijażu. Kolor, chociaż nieco ciemny, doskonale nadaje się również do codziennego makijażu. Uważam, że tego typu odcienie mogą stanowić ciekawą odmianę dla wszelkich barw nude i różowości. Szczególnie jesienią, kiedy kolorystyka naszych strojów również ulega zmianie, warto skusić się na małą odmianę. 

Trwałość...

To, za co polubiłam tę pomadkę, to możliwość stopniowania koloru. W zależności od okazji, nastroju, czy upodobania możemy, lekko wklepując ją palcem, uzyskać delikatne podkreślenie naturalnego koloru, bądź też nakładając na upudrowane usta, dać się ponieść fantazji i zachwycać intensywnym, głębokim kolorem. 
Należy jednak pamiętać, że trwałość w tych dwóch przypadkach nie będzie taka sama. Każda pomadka, po wcześniejszym "zagruntowaniu" ust utrzyma się o wiele, wiele dłużej. Jeśli natomiast zdecydujemy się na codzienny, subtelny efekt, nie powinniśmy oczekiwać większej trwałości, niż 3-4 godziny. Uważam, że nie jest to zły wynik, zważywszy na to, że nie mamy do czynienia z produktem long lasting. Eveline nie wysusza przy tym ust i nie powoduje powstawania suchych skórek. Poprawki w ciągu dnia na pewno nie zaszkodzą więc naszym ustom. 

A poza tym...

Bardzo przypadła mi do gustu konsystencja. Określiłabym ją jako kremowo- żelową. W przeciwieństwie do innych pomadek Eveline ( o tym wkrótce),  nie sposób ją złamać. Równomiernie rozprowadza się na ustach i nie zbiera się w załamaniach, co zdecydowanie można uznać za jej plus. 

Na uwagę zasługuje opakowanie. Każde "srocze oko" będzie usatysfakcjonowane. Złoty kolor prezentuje się bardzo elegancko i co ciekawe, w ogóle się nie wyciera. Wykonywanie poprawek w ciągu dnia to prawdziwa przyjemność :)

Na zakończenie cena- 13 zł. Jeśli do tej pory miałyście wątpliwości, myślę, że teraz je rozwiałam. Kilkanaście złotych to kwota przystępna dla każdego, a jakość śmiało można porównać do wyżej ceniących się konkurentów.