Ulubieńcy polskiej blogosfery


Ostatnie lata w polskiej blogosferze, to prawdziwy boom. Nowe strony wyrastają, niczym grzyby po deszczu. Mniej lub bardziej profesjonalne, modowe, urodowe, lifestylowe...Mniej lub bardziej skonkretyzowane. Będąc częścią tej grupy, pisząc i śledząc innych blogerów, zauważyłam, że w moje gusta najbardziej wpisują się te, których nie sposób zaszufladkować. Dziś właśnie o nich- o czterech stronach i czterech autorkach do których wciąż wracam i które, odkąd tylko je odkryłam, stanowią dla mnie niemałe źródło inspiracji.










Blog prowadzony przez Magdę- żonę, matkę uroczego małego mężczyzny, zumbowiczkę, pasjonatkę fotografii i samorozwoju. Dla kogo? Dla każdego, kto pragnie żyć świadomiej, pełniej, szczęśliwiej. W obiektywie Magdy każdy moment jest wyjątkowy, a każdy drobiazg to powód do radości. Ale nie zawsze tak było. Wystarczy cofnąć się do początków bloga i prześledzić jego historię, by zobaczyć, jak pięknie ewoluował wraz z metamorfozą samej autorki. Żywy dowód na to, że można odkryć nową siebie i zmienić swoje życie na lepsze. 







Jeden z najbardziej wpisujących się w moje poczucie estetyki blogów. Urzekający nie tylko oprawą graficzną, ale i treścią. Daria, autorka tej strony, ujmuje mnie przede wszystkim konsekwencją, z jaką trzyma się swojego minimalistycznego stylu. Każda stylizacja to perfekcyjne połączenie klasyki z drobnymi elementami sezonowych trendów. Ucieleśnienie starej prawdy mówiącej o tym, że mniej znaczy więcej. Wzór do naśladowania dla tych, którzy dążą do stworzenia kompaktowej garderoby, w której każdy element będzie współgrał z pozostałymi. 







Agata- indywidualistka i perfekcjonistka, bezpośrednia, rzeczowa, o jasno określonych poglądach. Głównie to ostatnie sprawia, że tak chętnie wracam do jej internetowego świata, Jest on przyjemną odskocznią od masy mówiącej tym samym głosem. Czy to opinia o społecznej kampanii,  czy recenzja odżywki, mam pewność, że jest rzetelna i wolna od wpływu osób trzecich. Niegdyś blog głównie kosmetyczny, dziś dotyka przeróżnych tematów, od tego, jak pisać poprawnie, dlaczego usprawiedliwianie nadwagi modą size plus nie jest fajne, aż po organizację perfekcyjnego ślubu. 







Na zakończenie moja zdecydowana faworytka. Gdybym miała określić ją jednym słowem, powiedziałabym- klasa! W stylu, sposobie bycia i jasnych, konserwatywnych poglądach. Prześliczna Karolina pokazuje, że największe piękno pochodzi z wnętrza, a uroda jest jedynie jego dopełnieniem. To, za co podziwiam ją najbardziej to odwaga, by głośno mówić o tym, co nasze pokolenie spycha na margines. O wierze, szacunku do osób starszych, wartościach takich, jak rodzina, małżeństwo, dzieci. Cały blog ma, moim zdaniem, specyficzny, lekko staroświecki klimat, który urzeka od pierwszego wejrzenia i stanowi przyjemną odskocznię od setek innych, podobnych do siebie, choć pozornie różnych.  

Są książki, po których spojrzysz na życie inaczej...




Są książki, które trafiają w nasze ręce, wypełniają wolną chwilę i bez echa wracają na swoje miejsce. Są takie, do których wracamy, bo podświadomie, na swój sposób się z nimi identyfikujemy. Są też takie, które poruszają w człowieku coś, o czym nawet nie wiedzieliśmy, że istnieje. Wbijają się w głowę i wiercą dziurę swoim przesłaniem. Zmuszają do zastanowienia, chociaż łatwiej byłoby wymazać treść z pamięci. Dziś o jednej z tych ostatnich. 




Czym mnie ujęła na tyle, aby zagościć na łamach bloga? Z ręką na sercu gwarantuję Ci, że nauczy Cię więcej, niż niejeden podręcznik. Szacunku do życia. Tak często wydaje nam się ono oczywiste, a przecież nic nie jest dane raz na zawsze. Pokory przed tym, co nieodwracalne. Tego, by w człowieku zauważyć Człowieka. Empatii, której wciąż mamy deficyt. 

Każda chwila spędzona z tą książką to nowa lekcja emocji. Niejedna łza zabłąka się w oku, nieraz żal ściśnie Ci gardło, niejedna noc okaże się bezsenna. Ale to dobrze, bo trzeba dotknąć spraw trudnych, bolesnych, nieodwracalnych, by wrócić do źródła. Znów poczuć o co naprawdę chodzi w tym życiu i co jest ważne. By znów, jak dziecko, chwytać dzień. Bo nigdy nie wiesz, który okaże się ostatnim. 

Zorkownia to obraz wstrząsający, łapiący za serce i poruszający do głębi. To opowieść o umierającej matkce 2-letniej dziewczynki, ojcu, który nie miał kontaktu z dzieckiem,  o żonie lekarza, której tym razem mąż nie ochroni...Dziesiątki historii sprowadzających się do jednego. Każdy z nas jest po prostu człowiekiem. Lekarz, szklarniarz, wolontariuszka. I każdy z nas znajdzie się w punkcie, w którym nie będzie odwrotu. Zostawisz za sobą m4 na kredyt, samochód i laptop, zostanie tylko to, co przeżyłeś. 

A przygrywką niech będzie blog samej autorki. Zachęcam! 

Minimalizm kosmetyczny w praktyce





Minimalizm, pojęcie ostatnimi czasy bardzo popularne. Święci triumfy w dziedzinie designu, mody i kosmetyków. Można by zadać sobie pytanie czy jest to chwilowa moda i jak wiele poprzednich niedługo przejdzie do lamusa, czy też może wreszcie przesyt sprawił, że na nowo odzywa się w nas zdrowy rozsądek. 

Pamiętam moment, w którym "odkryłam" youtube'ową strefę beauty. Ilość prezentowanych rzeczy, dla mnie, nastolatki,była oszałamiająca, a każda z nich wydawała się być niezbędna! Nie raz i nie dwa wracałam do domu z pełną siatą nie bacząc na to, że w kolejce do zużycia czeka cała półka kosmetyków. Dziesiątki przetestowanych odżywek, kilkanaście podkładów i kilkadziesiąt pomadek później zrozumiałam, że nie tędy droga. Nie potrzebuję sześciu szamponów, zapasu pudru na pięć lat i trzech czerwonych lakierów do paznokci. Duży wybór jest fajny, ale raczej na półce w drogerii, niż we własnej łazience. 

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Bo co wtedy, gdy kosmetyczka pęka w szwach, a chomicze usposobienie nie pozwala nam na marnotrawstwo? Niestety, potrzeba tutaj odrobiny bezwzględności i zastosowania kilku prostych zasad, które w konsekwencji doprowadzą nas do upragnionego minimalizmu!


1. Selekcja

Na początek warto zrobić dokładny przegląd naszego asortymentu. Uprzedzam, może to być czasochłonne :) Najprostszą metodą będzie zebranie w jednym miejscu wszystkich kosmetyków i dokładne, sztuka po sztuce, sprawdzenie terminów przydatności do użycia. Gwarantuję, że przynajmniej kilka egzemplarzy na starcie wyląduje w koszu. Na bok odkładamy również wszystkie te, których od dawna nie używamy bo: nie trafiłyśmy z kolorem, nie ma na nie odpowiedniej okazji, nie polubiły się z naszą skórą. Gwarantuję Wam, że jeśli nie użyłyśmy czegoś przez ostatnie pół roku, nie zrobimy tego również w przyszłości. W tym przypadku jednak śmietnik nie jest konieczny. Warto zapytać siostrę, czy przyjaciółkę, być może komuś innemu posłużą one lepiej, a wydane na nie pieniądze nie pójdą na marne. 


2. Denkowanie

Najprościej rzecz ujmując zużywanie do dna nagromadzonych zapasów. Proces długotrwały i żmudny, ale dający dużo satysfakcji. Przystępując do niego przyjęłam dwie zasady, od których nie ma odstępstw. Po pierwsze, nie dokupuję niczego nowego, dopóki dana rzecz się nie skończy. Rossmanny nie zostaną nagle zamknięte, a promocje wciąż będą się pojawiać. Wyrzucę zużyte opakowanie, a wtedy na jego miejscu pojawi się nowe. Po drugie, na początku każdego miesiąca tworzę krótką listę tych kosmetyków, które są już na wykończeniu. To właśnie je stosuję w pierwszej kolejności, aby systematycznie uszczuplać kolekcję. 


3. Chciałabym....

Czyli tzw. wishlista. Zbiór wszystkich kosmetyków, które swego czasu wpadły mi w oko i wydawały się niezbędne. W tym momencie trafiają one do tzw. poczekalni. Wracam do wishlisty w chwili, gdy naprawdę potrzebuję nowego zakupu i dopiero po zapoznaniu się z recenzją decyduję, w co naprawdę warto zainwestować. Dzięki temu nie tylko świadomiej dobieram elementy swojej kosmetyczki, ale też mam kontrolę nad tym ile wydaję.




4. Jakość, a nie ilość

Prawda stara jak świat. WARTO wydać więcej na kosmetyk, do którego mamy zaufanie i pewność, że będzie nam dobrze służył. Dotyczy to szczególnie takich produktów, jak pudry, bronzery, czy róże, których zużycie jest minimalne i wymaga wielu miesięcy, a czasem nawet lat. Nikt przecież nie chce męczyć się w nieskończoność z nietrafionym zakupem,ani też ciągle poszukiwać i składować kolejnych drogeryjnych propozycji.Wart też wziąć pod uwagę to, że cena rozłożona w perspektywie czasu, na jaki wystarczy nam kosmetyk przestaje wydawać się tak wygórowana. Komfort wynikający ze świadomości, że mamy na sobie coś co posłuży naszej urodzie jest zaś bezcenny. 



Jestem bardzo ciekawa, jaka jest Wasza opinia o minimalizmie kosmetycznym. Moda, czy po prostu rozsądek? A może macie własne sposoby na to, jak stworzyć zestaw idealny? :)